Autor |
Wiadomość |
kubachmielniak |
Wysłany: Pią 11:42, 28 Mar 2008 Temat postu: |
|
Czekałem na odpowiedź, więc i teraz ja nie pozostanę krewny i się do nań ustosunkuje
Jeśli o część pierwszą, słownikową, chodzi - pisząc o dychotomii anarchizm-fanatyzm miałem na myśli dwa pytania, które zadałeś na końcu, mianowicie: "jakie zasady?", oraz "po co zasady?". Oczywiście sprawę bardzo mocnym kolorytem obdarzyłem, używając takich słów, jakie użyłem, jednak wolałbym się skupić nie na etymologii zaczerpniętej z wikipedii, ale na myśli, która była w tym zawarta. Chodziło jedynie o zarysowanie dwóch skrajności odnoszących się do zadanych przez Ciebie pytań. Anarchii jako nie uznawanie czyjegoś prymatu, lub po prostu zupełny jego brak - po co zasady?, a fanatyzm jako oddawanie się tylko jednemu wachlarzowi moralnemu przy ksenofobicznym podejściu do innych.
A teraz, do rzeczy.
Cytat: | „..przychylanie się bardziej do tej pierwszej aniżeli do drugiej jest, moim zdaniem, błędne, ponieważ odnosisz się do natury, kojarzącej się jednoznacznie z harmonią i porządkiem, którego brak w anarchicznym sobie-państwu…”
Kluczowe wydaje mi się ostatnie stwierdzenie i płynące z tego konsekwencje. Na jakiej podstawie wnioskujesz, ze anarchizm; primo, kłóci się ze stanem natury(w proponowanym tutaj rozumieniu), secundo, stan natury jest stanem harmonii i porządku, tertio, czy stan anarchii nie obiecuje jakiejś formy harmonii in consequentio czy anarchia to aby na pewno brak harmonii? |
I. Jeśli mówimy o anarchizmie w odniesieniu do stanu natury, witalnym wręcz jest, aby określić co miałoby być władzą? Otóż: zwierzęta tym się różnią od przeczących naturze ludzi, że są niemyślącą fizycznością, kierującą się instynktami. Prym nad nimi wiedzie właśnie natura, która określa zarówno ich instynkty, jak i fizyczność. Natura nie znosi próżni, tak mówią, poza tym sama się odradza, nigdy nie zniszczy się sama przez siebie. Jest neutralna wobec rzeczywistości, więc tym samym jest Prawdą, ale niemożliwą do rozróżnienia. Ale to temat na inną dywagację. Wracając: człowiek tym się różni od zwierzęcia, że zarówno swoją fizyczność, jak i instynkty, to, co wywodzi z natury, neguje. Ingerencja lekarzy, która przedłuża życie ludzkie dwu, czy trzykrotnie, prymat rozumu nad popędami - to nas odróżnia. Zwierzęta nie są w stanie tego zrobić, ergo znajdują się pod wiecznym władaniem natury - nie ma więc mowy o anarchii w wikipedystycznej definicji, którą podałeś. Człowieka trzyma przy niej i zawsze trzymać będzie jedynie to, że umrze.
II i III. Konsekwencja tego co napisałem wyżej, z resztą w poprzednich wersach można znaleźć i odpowiedź na secundo i tertio. Harmonia i porządek natury objawiają się przez jej niezmienność, stałość, prymat jednych gatunków roślin i zwierząt nad innymi. Zawsze to lew zabija gnu, nigdy odwrotnie. A, że Polak wyprawiał się kiedyś z wojenką na Niemca, i go pobił, a potem Niemiec na Polaka i tym razem ten pierwszy pobił drugiego, to domena człowieka - człowieka, który jest zaprzeczeniem przyrody i natury, a pod tymi względami, które powyżej wymieniłem, jest ucieleśnieniem chaosu.
Cytat: | „Ewidentne jest postawienie człowieka "ponad" przyrodą, to nie jej należy się podporządkować, tylko ona nam. W tym właśnie sensie człowiek jest swoistym rakiem toczącym naturę, uczeń przerósł mistrza…”
To także miejsce na osobną polemikę. Czy człowiek aby na pewno winien stawiać się ponad przyrodę? Przecież to właśnie z niej wychodzi, stanowi jej integralną cześć. |
Napisałem na ten temat już wiele, a wnioskować co powiem dodatkowo można z obecnego posta. Ale, żeby dyskusji zadość uczynić: mylisz się twierdząc, że człowiek stanowi integralną część przyrody. Człowiek jest bękartem natury. Wywodzimy się z niej, ale negowaliśmy ją od początku. Zaoraliśmy Ziemię wzdłuż i wszerz, ale to nie jest istota problemu, bo natura sama mogłaby się zaorać bez ingerencji ludzkiej. Chodzi o stosunek do niej, życie poza nią, życie bez niej, walka z nią, jako fizycznością i wewnętrzną siłą nami kierującą. Człowiek nie jest integralną częścią przyrody, jest jej śmiertelną chorobą. Jak nie stawiać się ponad przyrodę, kiedy naginamy ją jak chcemy do własnych potrzeb?
Cytat: | „… człowiek z naturalnym porządkiem zerwał, (..) nie oznacza to wcale, że musi od razu zapanować anarchia. Od korzeni naturalnych uciec nie jesteśmy w stanie, jednak przekształciliśmy je do tego stopnia, żeby były odpowiednie dla nas samych…”
Tutaj może tyle tylko: skąd wniosek mówiący, że zrywając z „naturalnym porządkiem” popadamy w anarchię? A także na jakiej podstawie sądzisz, że naturalne zasady/korzenie dają się człowiekowi przekształcać podług jego własnej woli, oraz iż faktycznie tak jest? Ponadto co rozumiesz przez owe „naturalne korzenie”, „naturalny porządek”(jaka może być ich natura)? |
Przepraszam, gdzie ja napisałem, że zrywając z naturalnym porządkiem popadamy w anarchię? Napisałem coś zgoła innego: "człowiek z naturalnym porządkiem zerwał, (..) nie oznacza to wcale, że musi od razu zapanować anarchia." Niech Pan, Panie Śliwa, dokładniej czyta
Odpowiedzi na Twoje pytania zawarłem powyżej, tj. to, czym jest negacja natury w moim mniemaniu i tak dalej.
------------------------------------
A neotaoizm, do którego nawiązałeś jest niczym więcej jak tylko konsekwencją wschodniej filozofii, nawołującej do harmonii z przyrodą. Bękart niech wraca na łono, wyrzecze się swojego człowieczeństwa, świata nie rusza małym palcem nawet! Bieganie z lwami po sawannie i siłowanie z niedźwiedziami na Alasce - ot prawdziwe przeznaczenie człowieka, a nie jakieśtam filozofie, polityki, czy inne!
Podziękuje za żywot Tarzana
Pozdrawiam serdecznie Pana Śliwę i wszystkich dyskutantów! |
|
|
Śliwa |
Wysłany: Pią 1:24, 28 Mar 2008 Temat postu: |
|
Oto,obiecana przeze mnie "reprymenda" kilka uwag jakie unaoczniły mi się po zapoznaniu się ze stanowiskiem Szanownego Pana Jakuba.
„Oczywistym jest, że zarzucasz z pełną świadomością dwiema skrajnościami anarchizm-fanatyzm..”
Przyznać muszę, że nie do końca rozumiem. W mojej wypowiedzi pojawia się co prawda pojęcie „anarchia” jednak gdybym zastosował je w jego pierwotnym, znaczeniu (sensu stricto) brzmieć ono musiało by następująco : Anarchia (gr. ἀναρχία - "bez władcy") – forma struktury społeczno-politycznej, w której nie ma żadnej ukonstytuowanej władzy. Jak chyba daję się zauważyć, nie do końca takowa definicja przystaje do poruszanego tematu, odnosi się bowiem ściśle do pewnej doktryny społeczno-politycznej, a nasz dyskurs nie tyczy się przecież takowych zagadnień, a raczej norm w znaczeniu ogólnym (tzn. jako form winnego postępowania). Znaczenie terminu przeze mnie użyte rozumieć należy sensu largo (zbliżając się poniekąd do jego potocznego rozumienia )jako, „brak zasad”, to jest taka forma postępowania, w której nie kierujemy się żadnymi (bądź ograniczonymi, wybranymi ) normami.
Jeżeli zaś chodzi o pojęcie fanatyzmu, to tutaj sprawa nie wydaje się być tak klarowna. Jak bowiem można rozumieć słowo fanatyzm? Ano, pochodzi ono do łacińskiego słowa fanum , oznaczającego sanktuarium, świątynie, z miejsca możemy zatem wnioskować, iż zapewne odnosić się w swym pierwotnym brzmieniu musiało do spraw związanych z wierzeniami, czy religią. Aczkolwiek wychodząc poza takowe rozumienie przez fanatyzm nazwać można, pewną postawę społeczną charakteryzujące się bezkrytycznym posłuszeństwem jakiemuś zbiorowi poglądów, wartości.
Podsumowując, nie do końca wyczuwam o jaką formę (sposób rozumienia) powyższych pojęć ci chodzi, a co za tym idzie, skąd się wzięła zaproponowana przez Ciebie dychotomia „anarchizm- fanatyzm”?
Pomijając jednak dywagacje natury „słownikowej” skupmy się może na meritum. W tym samym fragmencie piszesz takie oto słowa :
„..przychylanie się bardziej do tej pierwszej aniżeli do drugiej jest, moim zdaniem, błędne, ponieważ odnosisz się do natury, kojarzącej się jednoznacznie z harmonią i porządkiem, którego brak w anarchicznym sobie-państwu…”
Kluczowe wydaje mi się ostatnie stwierdzenie i płynące z tego konsekwencje. Na jakiej podstawie wnioskujesz, ze anarchizm; primo, kłóci się ze stanem natury(w proponowanym tutaj rozumieniu), secundo, stan natury jest stanem harmonii i porządku, tertio, czy stan anarchii nie obiecuje jakiejś formy harmonii in consequentio czy anarchia to aby na pewno brak harmonii?
Ano, moim zdaniem nie do końca. Analizując powyższe zarzuty po kolei. Jeżeli oba pojęcia mają się wzajemnie kłócić to powinna między nimi zachodzić wyraźna sprzeczność, jeżeli przez anarchię rozumiemy stan „braku zasad” to oczywistym jest, że najbardziej wyraźnym jego przeciwieństwem, będzie taki stan w którym zasady napotkać możemy. Czy jednak stan natury (jako przynajmniej teoretycznie wpisujący się w takie rozumienie) i natura w ogóle, aby na pewno rządzi się zasadami? Rousseau na przykład przeciwstawiał naturę – państwu, jako stan pierwotnego chaosu, i.e. zapewne gdzie brakuje norm. Państwo z kolei miało być stanem społecznej harmonii, tworzonej między innymi na podstawie społecznego kontraktu, gwarantującego bezpieczeństwo jednostce. Nie będę tutaj może wyczerpująco rozwijał tego wątku bo stanowi on wyjście dla osobnych rozważań nad istotą obydwu pojęć.
„Ewidentne jest postawienie człowieka "ponad" przyrodą, to nie jej należy się podporządkować, tylko ona nam. W tym właśnie sensie człowiek jest swoistym rakiem toczącym naturę, uczeń przerósł mistrza…”
To także miejsce na osobną polemikę. Czy człowiek aby na pewno winien stawiać się ponad przyrodę? Przecież to właśnie z niej wychodzi, stanowi jej integralną cześć. Oczywiście, stwierdzić można z całą stanowczością, iż dotychczasowy rozwój cywilizacji odbywał się kosztem przyrody. Ceną za rewolucję przemysłową było przetrzebienie populacji lasów europejskich. Ale przecież swoisty renesans nurtów „ekocentryzmu” jaki odbywa się od lat 60 XX w. pokazuję, że taka polityka stanowi część przemijającego ancient regiem’u, bardziej opłacalnym społecznie i ekonomicznie staje się budowanie samowystarczalnej machiny postępu. Obywającej się bez pożerania naturalnych zasobów, a opartej na produkcji ich substytutów.
„… człowiek z naturalnym porządkiem zerwał, (..) nie oznacza to wcale, że musi od razu zapanować anarchia. Od korzeni naturalnych uciec nie jesteśmy w stanie, jednak przekształciliśmy je do tego stopnia, żeby były odpowiednie dla nas samych…”
Tutaj może tyle tylko: skąd wniosek mówiący, że zrywając z „naturalnym porządkiem” popadamy w anarchię? A także na jakiej podstawie sądzisz, że naturalne zasady/korzenie dają się człowiekowi przekształcać podług jego własnej woli, oraz iż faktycznie tak jest? Ponadto co rozumiesz przez owe „naturalne korzenie”, „naturalny porządek”(jaka może być ich natura)?
* * *
Interesująca, i rzucająca nieco odmienne światło na całą dyskusję o zasady kierujące losami jednostek może być koncepcja przedstawiona przez neotaoistę Wang Bi (II w. n.e.) Streścić można ją w następujący sposób.
Zasadą wszystkich rzeczy jest spontaniczność (ziran) i za tym powinno się podążać, lecz nie należy się do tego wtrącać. Mędrzec (człowiek, jednostka) towarzyszy rzeczom –nie panując nad nimi, nie formułując dla nich zasad, niczemu się nie sprzeciwiając i niczego nie powstrzymując. Asystując naturalnym stanom świata, stanowi integralną część procesu, w ramach którego wszystko samo z siebie się organizuje. Towarzysząc ludziom, można Stanowic dla nich wzór, naturalnie transformujący ich nawyki w taki sposób, iż powracają oni do tego co jest pierwotne (do swej istoty).
Każda rzecz, sprawa, czy człowiek ma swoją zasadę i spontanicznie samo transformuje się, i.e. działa w zgodzie z nią. Natura jest tylko ogólną nazwą dla wszystkich poszczególnych rzeczy. Mamy tu więc do czynienia z deterministyczną wizją rzeczywistości. Wszystko biernie działa podług tego, czym jest, zatem ponieważ może być czym nie jest , więc wszystko jest w jakiś sposób określone. Należy jednak pamiętać, ze to co jest i jakie jest, jest nie z konieczności logicznej czy z powodu prawa udzielonego światu przez zewnętrznego w stosunku do niego prawodawcę. W tej wizji świata wszystko się zmienia i zasady poszczególnych rzeczy nie są zastygłe. One samodeterminują i samodopasowują się do siebie nawzajem.
Nieco odmienne podejście, dodające trochę świeżości do znanego nam podejścia do tematu (tak sądze).
Komentarze jak zwykle, mile widziane.
Pozdrawiam. |
|
|
Śliwa |
Wysłany: Śro 12:19, 26 Mar 2008 Temat postu: |
|
Cytat: | Poniekąd zgadzam się z Kubą, przy czym jego wywód wydaje mi się dotyczyć skali globalnej, ja zaś przeniósłbym jego ogólną myśl w skalę lokalną. Otóż człowiek, moi państwo, wydaje się potrzebować owej stałości zawartej w takim czy innym zestawie zasad (mniej lub bardziej moralnych), z dwóch powodów: po pierwsze dlatego, że pomagają mu one w dokonywaniu pewnych wyborów, po drugie dlatego, że ich przestrzeganie pomaga mu lepiej o sobie myśleć, budować jakąs spójną, przejrzystą wizję własnej osoby. Człowiek ma potrzebę prostej struktury i zasady świetnie się w tą potrzebę wpisują. W tym sensie nawet anarchizm jest swego rodzaju kodeksem |
Mniejwięcej ku takiemu ujęciu sie skłaniam (całkiem trafnie Pan to ujął). Mówię mniejwięcej, bo jednak waciąż cosik mnie tutaj mierzi...
Nie mogę sie póki co zbytnio teraz rozpisywać, bo gonią mnie sprawy "doczesne". Póki co, ide spalić jaką wioske czy co...
Pozdrawiam |
|
|
XVII |
Wysłany: Śro 0:49, 26 Mar 2008 Temat postu: |
|
Hm.
Poniekąd zgadzam się z Kubą, przy czym jego wywód wydaje mi się dotyczyć skali globalnej, ja zaś przeniósłbym jego ogólną myśl w skalę lokalną. Otóż człowiek, moi państwo, wydaje się potrzebować owej stałości zawartej w takim czy innym zestawie zasad (mniej lub bardziej moralnych), z dwóch powodów: po pierwsze dlatego, że pomagają mu one w dokonywaniu pewnych wyborów, po drugie dlatego, że ich przestrzeganie pomaga mu lepiej o sobie myśleć, budować jakąs spójną, przejrzystą wizję własnej osoby. Człowiek ma potrzebę prostej struktury i zasady świetnie się w tą potrzebę wpisują. W tym sensie nawet anarchizm jest swego rodzaju kodeksem.
Czy koniecznie objawione? Pewnie nie, bo ich główna - moim zdaniem - zaleta dla wielu będzie wykluczającą je wadą. Objawione mają tą przewagę nad wymyślonymi, że stoi za nimi jakiś autorytet, nierzadko najwyższy z możliwych. Jedni takowych potrzebują, inni reagują alergicznie. Tak czy inaczej, masa ludzi nadal potrzebuje takiego właśnie oparcia i po prostu jest im z nim dobrze. Dopóki nie robią z niego takiego użytku jak Al-Kaida czy Rydzykiści, chyba wszystko gra.
Jednocześnie nie wydaje mi się, by zasady na swoim najgłębszym poziomie mogły być komukolwiek narzucone. Jeśli żyjesz w zgodze z Biblią, choćby nawet wzorem przodków czy społeczeństwa, to jest to tylko i wyłącznie twój wybór. Zgoda, nie zawsze zupełnie świadomy i dobrowolny, ale zawsze twój. Możliwość sprzeciwu zawsze jest na wyciągnięcie ręki. |
|
|
kubachmielniak |
Wysłany: Pon 11:08, 24 Mar 2008 Temat postu: |
|
Moja odpowiedź w tej dyskusji również nie padnie dzisiaj, czy to na wczorajsze pytania Pawła, czy na, przypuszczalnie, dzisiejsze Twoje. A to wszystko przez zapełniony dzisiejszy dzień i złą aurę.
Natomiast jutro z wieczora i pojutrze również ponadrabiam zaległości
Tymczasem proponuję się odnieść do tego, co napisał nowy członek naszych spotkań.
Pozdrawiam serdecznie. |
|
|
Śliwa |
Wysłany: Pon 1:03, 24 Mar 2008 Temat postu: |
|
Oj nie pomyliłem się, ciekawym się okazał zarzucony tutaj temat.
Palę sie do polemiki z Panem Chmielniakiem (A jakże! ), lecz nie tym razem może bo pora już późna, a jeszcze świąteczny nastrój sie w atmosferze unosi-po cóż za wczasu dać mu sie ulotnić...
Bedzie Sajgon,oj bedzie (intelektualny oczywiście) ...
Serdecznie pozdrawiam. |
|
|
Paarm |
|
|
Paarm |
Wysłany: Nie 20:29, 23 Mar 2008 Temat postu: |
|
Hmm, ale jak rozumieć "adekwatność" i "stałość"? Czym jest "myśl we wcześniejszej części" (wywodu autora?)? Co oznacza "przekształcenie korzeni naturalnych"? Czy propozycja Objawienia, jako źródła norm wskazujących sens życiowych wyborów, rzeczywiście zdezaktualizowała się wraz z odejściem ancien regime'u? Kto ma trzymać w ryzach tłumy i czy ten ktoś jako istota ludzka może jeszcze odnaleźć własne szczęście? Pozdrawiam. |
|
|
kubachmielniak |
Wysłany: Nie 19:59, 23 Mar 2008 Temat postu: |
|
Drążmy w takim razie temat Panie Śliwa
Śliwa napisał: |
Czy w zasadzie stan swoistej anarchii nie jest biższy naszej naturze, skoro jak zresztą pokazuje przykład, nawet bardzo skrupulatne, pedantyczne wręcz, podleganie normom regulujących bardzo szeroki fragment naszej rzeczywistości, jest tak na prawdę nie możliwe?
Bardzej od pytania "Jakie zasady?" interesującycm wydaje mi się pytanie "Po co, zasady?".
|
Pozwolę sobie odnieść się do tego, najbardziej zasadniczego, fragmentu - i odpowiem pokrótce na postawione pytania.
Na wstępie od razu nie zgodzę się z entymematem z pierwszego pytania. Oczywistym jest, że zarzucasz z pełną świadomością dwiema skrajnościami anarchizm-fanatyzm, jednakże przychylanie się bardziej do tej pierwszej aniżeli do drugiej jest, moim zdaniem, błędne, ponieważ odnosisz się do natury, kojarzącej się jednoznacznie z harmonią i porządkiem, którego brak w anarchicznym sobie-państwu.
Nie można tu jednak pomijać pewnej kwestii. Cytując jednego z XX-wiecznych myślicieli, człowiek jest śmiertelną chorobą przyrody. A to znaczy ni mniej ni więcej jak tylko to, że wyłamuje się z naturalnej harmonii, współgrania, podporządkowania czemuś większemu, na rzecz operowania w świecie właśnie w roli przywódcy. Ewidentne jest postawienie człowieka "ponad" przyrodą, to nie jej należy się podporządkować, tylko ona nam. W tym właśnie sensie człowiek jest swoistym rakiem toczącym naturę, uczeń przerósł mistrza.
Mimo, iż człowiek z naturalnym porządkiem zerwał, z własnej woli się wytranscendentnił (ładne słowotwórstwo ) nie oznacza to wcale, że musi od razu zapanować anarchia. Od korzeni naturalnych uciec nie jesteśmy w stanie, jednak przekształciliśmy je do tego stopnia, żeby były odpowiednie dla nas samych.
Tu pojawia się rola Boga, jako zarówno posiłkowania się czymś odgórnym w kwestiach najwitalniejszych jak na przykład zabójstwo. Bo zarówno Bóg mówi "nie zabijaj", co usuwa nas ze świata zwierząt, gdzie mordowanie się nawzajem w celach żywieniowych jest przecież normą. Jednak gdy przyjdzie już zabić, dzieje się to wszystko za pozwoleniem Boga i bynajmniej nie z pobudek pokarmowych. Tak, to ucieczka. Jednak przyjmując stanowisko, że ludzie sami stworzyli Boga - tak samo i stworzyli zasady. Szatan był potrzebny, żeby trzymać społeczność w ryzach, zakaz cudzołóstwa miał zapewne chronić przed chorobami wenerycznymi i trzymać czystość rasy, a zakaz posiadania cudzych bogów przed Bogiem zapobiegł decentralizacji władzy z rąk kapłanów.
Problem pojawił się, gdy zniknął stary, feudalny porządek. Musiał więc i zniknąć Bóg, przystosowany do tamtych warunków - condicio sine qua non. Ergo - Bóg przestał być potrzebny. A przynajmniej nie w takiej postaci, jak kiedyś.
Pozostaje pytanie drugie - na jakich zasadach człowiek powinien żyć? Z pozoru banalną odpowiedzią z mojej strony będzie - adekwatnych. Nie myl tego jednak z relatywizmem, o nie. Mam na myśli adekwatność właśnie narzuconą poniekąd przez myśl we wcześniejszej częsci.
Poza tym drugą odpowiedzią jest: stałych. Niezmienność moralności jest gwarantem porządku. Ciągła fluktuacja, vide wiek XX, powoduje monstrualny wymiar degrengolady, w którym tkwimy po same końcówki włosów. Mówię zdecydowanie nie sobiepaństwu. Ale także mówię nie Jahwe.
Pozdrawiam. |
|
|
Śliwa |
Wysłany: Nie 0:35, 23 Mar 2008 Temat postu: |
|
"Moje pytanie będzie następujące: zgodnie z jakimi zasadami człowiek powinien żyć? Na ile powinien się ich trzymać?.."- Wiedziałem,że kiedyś ktoś wkleji takie zapytanie...prędzej czy później.
Mimo, że ostatnimi czasy panuje swoista pozorna maniera, płynąca niewątpliwie z wielce popularnej postawy indyferentyzmu do wielu spraw, negacji wszelkich zasad i podrkeślania znaczenia indywidualnego samozapatrzenia jako formy bardzo elastycznej "nadzasady". To w istocie, ludzie,w swych działaniach, zdają sie wciąż podlegać jakimś regułom i nie sądze by prędko miało to w jakiś sposób ustąpić. Z miejca nasuwa sie pytanie o źródło takowego postępowania. Cóż, znowu myśle, że chodzi tutaj o spełnienie naturalnego poczucia bezpieczeństwa. O wiele wygodniej, bowiem jest powoływać sie w swych życiowych zmaganiach na atorytet jakiś tam buddów, świętych ksiąg czy choćby MTV...
W gruncie rzeczy zawsze tkwi w nas jakaś dziecięca pokora. Buntujemy sie gdy rodzic zbiera nam, dajmy na to; zapałki. Ale z drugiej strony ciężko jest nam nawet wyobraźić sobie co by było gdyby mamy i taty nagle miało zbraknąć. Bowiem, mimo wszytko, wolimy mieć nad sobą ich karzący palec...
Zasady w swej istocie wynikają wprost ze społeczego pragmatyzmu, a pośrednio ze wszytkiego co społeczeństwo potrafi wytworzyć (kultury,filozofii,religii etc). Wiele w nich zatem wzniosłości. Choć w gruncie rzeczy, tak na prawdę opierają sie na zimnej kalkulacji, wyrażającej sie w myśli; "co sie nam (i.e. społeczeństwu) bardziej opłaca?" Z tego też względu gotowi jestesmy pozapisywać w formie przykazania różnorakie normy jak "nie zabijaj", tudzież nie kradnij,nie pluj na chodnik,myj zęby, kochaj swego bliźniego.. i co tam jecze społeczna logika uzna za stosowne. A także, by wymusić na przyszłych pokoleniach zachowania uznawane za pożądane, wprowadzić różne normy o charakterze wytycznych, mówiących jak postąpić w danej sytuacji.
Mnie osobiście bardziej od rodzaju, brzmienia, wybranych norm bardziej interesowało samo uzasadnienie ich istnienia,ich funkcja (oniekąd udzieliłem już sobie na to odpowiedzi, ale chyba jasnym jest, ze jest to myśl spreparowana nieco ad hoc).Po co są nam normy? Czy można sie bez nich obejść? Czy w zasadzie stan swoistej anarchii nie jest biższy naszej naturze, skoro jak zresztą pokazuje przykład, nawet bardzo skrupulatne, pedantyczne wręcz, podleganie normom regulujących bardzo szeroki fragment naszej rzeczywistości, jest tak na prawdę nie możliwe?
Bardzej od pytania "Jakie zasady?" interesującycm wydaje mi się pytanie "Po co, zasady?".
Nie uważacie Panie Chmielniaku? |
|
|
kubachmielniak |
Wysłany: Sob 10:41, 22 Mar 2008 Temat postu: Rok w zgodzie z Biblią |
|
Wklejam linka, bo tekst zajmuje dość spory obszar.
--->Klik!<---
Moje pytanie będzie następujące: zgodnie z jakimi zasadami człowiek powinien żyć? Na ile powinien się ich trzymać? Jakie jest wasze zdanie? Czy w ogóle są takie zasady? Czy życie zgodnie z, powiedzmy, biblią, naturą, ma sens? Warto tutaj odnieść się do klasyków, ale bardziej interesuje mnie to jakie zapatrywania na to macie wy? Niekoniecznie cytując Platona czy Nietzschego.
Można powiedzieć, że to trochę pytanie o światoobraz. Z pewnością do tego typu refleksji pobudza Bloom, jednak w nieco pod innym kątem.
I jeszcze pytania: czy zasady wychodzą z wewnątrz, czy są raczej narzucane? Czy to owa dusza, o której rozpisywaliśmy się niedawno, dyktuje warunki, czy nie? I jak do tego wszystkiego ma się Biblia, stara księga będących na permanentnym haju żydów? Czy warto się do niej odnosić?
Pozdrawiam, Kuba. |
|
|